Ironman Włochy 2020r. Emilia Romagna – 140.6 Bartek Ogibowski

Buon giorno.
Postanowiłem napisać kilka zdań o swoich pierwszych zawodach na
dystansie Full IRONMAN. Zawody we Włoszech według krążących opinii
należą do miłych i przyjemnych (spokojna woda i płasko). Raczej nie
brałem pod uwagę możliwości nie skończenia tych zawodów. Rzeczywistość
zweryfikowała moje myślenie już podczas pierwszej dyscypliny ale o tym
za chwilę.

1. Pływanie.
Pływanie to moja pięta Achillesa ale byłem dobrze przygotowany.
Treningi z Markiem zrobiły swoje. Czułem ostatnio, że moje tempo
pływania może nie wiele wzrosło ale za to  nie sprawia mi już jak
kiedyś tak dużego dyskomfortu. Czułem, że pływam równo i pewnie. Przed
startem nie czułem jakiegoś wielkiego stresu. Była mobilizująca
adrenalina, myślałem o tym, żeby nie „zapiec” na początku tak jak
ustaliliśmy to z trenerami. Pierwszych 2km nie będę opisywał bo
przebiegły wg planu. Było w rytmie, komfortowo. Po 2km spojrzałem na
zegarek i zobaczyłem, że płynę 48min, co wskazywało na to, że
przepłynę 3.8km w ok 1godz 30 min. (czyli zgodnie z planem). Horror
zaczął się ok 2,5km. Morze wzburzyło się i zaczęło mocno bujać
góra-dół. Nie byłem w stanie płynąć kraulem. Przeszedłem na chwilę do
żabki. Moje samopoczucie było tragiczne, chciało mi się wymiotować,
mocne uczucie  soli w ustach i nosie robiło swoje. Kiedy próbowałem
wrócić do kraula robiło się jeszcze gorzej, byłem o krok od wezwania
pomocy i w tym momencie zakończenia zawodów. Jednak z drugiej strony
jak tylko bujanie trochę ustępowało próbowałem płynąć w stronę mety.
Widziałem ludzi, którzy mieli chyba podobne odczucia bo trzymali się
kajaków lub bojek.
Jakoś przeżyłem ale wyszedłem z wody ok 30min później niż zakładałem.
Dystans jaki pokazał zegarek w wodzie to 4,3km. Byłem rozczarowany ale
też trochę szczęśliwy, że już jestem na stałym lądzie.
2. Rower.
Tu nie ma się co rozpisywać. Zakładałem, że utrzymam średnią prędkość
33km/h. Nie udało się i tu znowu trochę plan pokrzyżowała pogoda. Cały
czas wiatr kręcił w różne strony, do tego na 140km rozpętała się burza
z gradem i ulewą. Dostałem też karę za krótką rozmowę z Pawłem kiedy
go mijałem (1 min w Penalty Boxie). Rower zakończyłem w niecałe 6h.
3. Bieg.
Biegania obawiałem się z kilku powodów. Bałem się, że przydarzy się
jakaś kontuzja, skurcze lub totalna niemoc. Ewentualnie będzie problem
z nowymi butami, w których wcześniej przebiegłem tylko 10km 😉 Nic
takiego się nie wydarzyło. Na pierwszym okrążeniu z czterech hamowałem
z tępa 5.00 do 5.30 bo nogi chciały biegnąć szybciej. Kolejne dwa
okrążenia to już tępo 5.30-6.00. Na ostatnim przyszło zmęczenie i
trzeba było trochę zwolnić.
Żywieniowo nie było niespodzianek. Żele w bidonie, batony, na bieganiu
jakieś banany. Jedno sikanie nie schodząc z roweru i jedno na
bieganiu.

Wbiegając na metę usłyszałem „Bartosz You Are An Ironman” i wtedy
pomyślałem sobie: „zrobiłem to, więc już więcej nie muszę bo po co”.
Jednak na drugi dzień zacząłem planować już kolejne starty, wiedząc
jak dużo jest jeszcze do poprawy.

Pozdrawiam.  😉
IRONMAN Bartek.