„…to był szczęśliwy zbieg okoliczności” – czyli jak triathlonowe przeznaczenie odnalazło Alexa i jak Alex odnalazł się w klubie triathlonowym

„…to był szczęśliwy zbieg okoliczności” – czyli jak triathlonowe przeznaczenie odnalazło Alexa i jak Alex odnalazł się w klubie triathlonowym

Alex Rytov (37 l.), w pracy programista, po godzinach triathlonista. Intensywnie trenuje od końca 2016 roku, gdyż, jak słusznie zauważył, w pewnym wieku forma sama się nie zrobi. W naszej krótkiej pogawędce opowiada o tym, czemu zaczął prowadzić aktywny tryb życia, co skłoniło go do trenowania triathlonu i dlaczego warto dołączyć do klubu triathlonowego?

Na co dzień jesteś programistą. To raczej statyczna praca. Dlaczego więc postanowiłeś coś zmienić w swoim życiu i zacząć trenować triathlon? Czy to była spontaniczna decyzja pod wpływem chwili, czy może przemyślane i skrupulatnie zaplanowane działanie?

Wcześniej o tym nie myślałem, co prawda zawsze byłem chudy, ale w moim życiu było zero sportów, za to więcej alkoholu i różne bzdury tak do ok. 30 roku życia. Z czasem zaczęła pojawiać się nadwaga – od 55 kg w wieku 20 lat do ok. 70 w wieku 30 lat przy wzroście 169 cm. Poza tym zadyszka podczas chodzenia – na jednej z górskich wędrówek zauważyłam, że osoby po pięćdziesiątce radzą sobie lepiej, niż ja po trzydziestce – więc postanowiłam zacząć poprawiać swoją formę.

W planach nie było triathlonów, przypadkowo zacząłem trenować core/siłkę z Marcinem, który okazał się być człowiekiem chorym na triathlon [śmiech].

Dlaczego nie wybrałeś spokojniejszej, mniej wymagającej dyscypliny sportowej?

Wybrałem. Chciałem trenować na spokojnie, ale im bardziej zacząłem angażować się w aktywny tryb życia i chodzić na zajęcia grupowe, tym bardziej mnie to wciągało. Większość zajęć była budowana wokół startów triathlonowych, ciągle było słychać gadanie o nich. Więc jak tu się było nie zapisać?

Poza tym w triathlonie podoba mi się wszechstronność rozwoju, zarówno ciała, jak i stanu psychicznego pod kątem długich startów.

Co czułeś, gdy pierwszy raz z sukcesem wystartowałeś w zawodach na dystansie ½ Ironmana? Jak wielka była to satysfakcja? Pamiętasz te emocje?

Poczułem, że w końcu wszystko się skończyło i mam przed sobą tydzień wakacji [śmiech]. Dzięki dobrze wykorzystanemu sezonowi przygotowawczemu wszystko zrobiłem w zaplanowanym czasie. Pamiętam piękny szlak rowerowy i świetne bieganie wzdłuż morza. Pamiętam, że pod koniec wyścigu pomyślałem nawet, że skoro zostało mi jeszcze trochę sił, to mogę nieco wcześniej przyspieszyć i ukończyć półmaraton w 2 godziny. A brakło mi parę minut! I jeszcze pamiętam piwko na promenadzie w Istrii [śmiech].

Czy trudno było się przygotować do takich zawodów od zera? Kto Ci w tym pomagał?

Decyzja o starcie dojrzała we mnie na obozie z Unlimited Sport 2.0 na Sardynii. Przygotowanie rozpoczęło się od razu po powrocie, zimą 3 razy siłownia, 1-2 basen i czasem cardio. Na wiosnę kolejny wyjazd na Teneryfę, a po powrocie zaczęły się starty raz na 3-4 tygodnie.

Cały sezon przygotowawczy był trochę przerażający. Zrobiłem jeden sprint, trzy 1/4 i kilka startów na rowerze. Krótsze dystanse nie były łatwe, a na 1/4 zdarzało mi się myśleć, że nie da się pokonać dwukrotności tego dystansu. Dodatkowo etap kolarski na planowanym starcie był górzysty i nigdy nie przebiegłem półmaratonu.

Pod koniec sezonu, 3 tygodnie przed kolejnym startem, byłem bardzo przetrenowany. Myślałem nawet, żeby zrezygnować z wyścigu, ale odpocząłem i pojechałem. Pomogli mi w tym wszyscy trenerzy Unlimited oraz dużo grupowych wycieczek rowerowych i bieganie w grupie.

Jak radziłeś sobie w łączeniu treningów z codziennym chodzeniem do pracy i życiem rodzinnym?

Było ciężko, ale ciekawie. W tym samym czasie miałem przeprowadzkę do nowego mieszkania, dwa projekty w pracy i prawie codziennie musiałem wstawać o 5-6 rano. Duży cel wymaga dużo wysiłku [śmiech].

Jeden raz w Ironmanie nie wystarczył – wystartowałeś i pokonałeś dystans ½ po raz drugi! Co Cię skłoniło do tego, by powtórzyć ten wyczyn?

Musiałem złamać limit 6 godzin, dodatkowo planowałem 3-4 miesiące wakacji i trzeba było coś robić, i treningi to była jedna z opcji.  Nie wyszło z czasem, więc będę ponownie rejestrować [śmiech].

Planujesz teraz zrobić pełnego Ironmana? Jak zamierzasz się do niego przygotować?

Na razie nic takiego nie mam w planach. Brzmi to oczywiście ciekawie, ale patrząc na rzeczywisty stan rzeczy, na czas spędzony na przygotowaniach do ½, wiem, że jeszcze więcej czasu potrzebuję na pełny dystans IM. To nie tak, że policzę ½ plus ½ i wyjdzie pełen Ironman [śmiech].

Postaram się poprawić swoje słabe strony, czyli pływać szybciej, biegać szybciej. Jeśli uda mi się przebiec 1-2 maratony w ciągu najbliższych dwóch sezonów w czasie 4 godzin, to może na 2024 rok pomyślę o pełnym dystansie Ironmana. Ale wciąż mam dużo czasu przed sobą i nie ma presji, aby to zrobić w określonym terminie lub komuś coś udowodnić.

½ IM to dla mnie dystans, o którym mogłem tylko marzyć 5 lat temu – gdy nawet 3 km nie umiałem przebiec bez zatrzymywania. Teraz mogę się doskonalić i cieszyć w procesie 6-godzinnego wysiłku, zwłaszcza startując w różnych krajach, w pięknych miejscach i w doborowym gronie ludzi.

Czemu postanowiłeś dołączyć do klubu triathlonowego, zamiast samodzielnie trenować? Jakie są według Ciebie największe zalety takiej współpracy? Z czego jesteś najbardziej zadowolony?

Był to proces stopniowy. Próbowałem trenować sam i z innymi trenerami, i trochę to był szczęśliwy zbieg okoliczności, ta decyzja, aby kliknąć na profil Marcina, pokonać strach i napisać do niego, żeby umówić się na pierwszy trening. 

W grupie zawsze można spojrzeć na innych uczestników, uzyskać wsparcie, jeśli coś nie wyjdzie. Jesteśmy w większości amatorami i ważne jest dla nas prowadzenie systematycznych zajęć, a w klubie jest to o wiele łatwiejsze. Zamiast krytykować siebie, że coś nie działa, czasem z humorem można wszystko przekazać w grupie i jest to także świetna okazja do wymiany doświadczeń z bardziej doświadczonymi sportowcami.

Ponadto od dłuższego czasu pracuję zdalnie i po przeprowadzce do Polski nie miałem zbyt wielu znajomych. Klub to dla mnie nie tylko sport, ale także źródło socjalizacji. Większość uczestników to wspaniałe osoby, z wieloma z nich się zaprzyjaźniłem. Czasami spotykamy się tylko na kawę lub imprezę. W klubie możesz po prostu poprosić o radę lub o pomoc, bo to są ludzie z różnych środowisk, natomiast w swojej pracy masz osoby tylko z twojej branży.

Unlimited to więcej niż klub sportowy: wspaniali trenerzy (Asia, Marcin, Marek), ludzie w klubie i jestem bardzo wdzięczny być jego częścią już ponad 5 lat – i wciąż mi się nie znudziło.

Dziękujemy Ci za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów – sportowych i osobistych!